Niby nic się nie dzieje, żadnej fabuły, ale i tak z ciekawością się ogląda. Gilbert taki uwodzicielski i po prostu dobry. Arnie, upośledzony ale tak uroczy, że w sumie chciałabym mieć taki ''ciężar''. (No chociaż przed jeden dzień ;).) Pokazuje przede wszystkim solidarność rodziny wobec siebie, bezwarunkową miłość i oddanie drugiej osobie.
Moim zdaniem stwierdzenie, że nie ma żadnej fabuły i nic się nie dzieje to zbyt mocne stwierdzenie. Według mnie w tym filmie dzieje się i to bardzo dużo, ale w subtelny sposób. To nie tylko historia Gilberta Grape'a ale wszystkich ludzi, którzy go otaczają. Każdy z nich ma swoją historię, która została świetnie zobrazowana.
Może przesadziłam z ta fabuła, chodziło mi o to, że film nie ma w sobie większej akcji, mozna powiedzieć, że to wydarzenia z zycia przeciętnego chłopaka, który ma nieprzeciętnych ludzi wokół siebie, więc faktycznie był to film jednak o czymś.
To nie jest przyjemny film. A może inaczej, to trudny temat pokazany w dość, wydawałoby się, przyjemny sposób. Gilbert był uzależniony od rodziny, od ciągłego im pomagania, nie miał swojego życia, ciążyła na nim duża odpowiedzialność za matkę, której przejął obowiązki, i za rodzeństwo, które w sumie wychowywał. Utkwił w walącym się domu wraz z chorym bratem i chorą matką, w której nie miał żadnego wsparcia, można nawet powiedzieć, że była dla niego ciężarem. No i tytuł – co gryzło Gilberta? Niemożność wyrwania się i życia po swojemu. Końcowa scena podpalenia domu wraz z matką była symbolem pożegnania przeszłości, odcięcia się od tego co go męczyło i nie pozwalało mu ruszyć na przód. Bardzo dobry film z głębokim przesłaniem, to coś więcej niż "przyjemny film o jakiejś tam rodzinie" :)