Oglądałam film, ale czytałam także książkę - autobiografię Pu Yi, ostatniego cesarza. Film jest wspaniale zrobiony, a opowiedziana w nim historia jest imponująca. Jego odbiór nie pokrywa się jednak z książką. Po filmie czułam sympatię do Pu Yi oraz współczucie. Odbiera się go jako budzącego sympatię zwykłego człowieka, który został wplątany w tę historię najpierw jako bezwolne dziecko, potem chłopak o rozbudzonych ambicjach, nieadekwatnych do realiów, a końcu - japońska marionetka. Po przeczytaniu książki nie czuje się tej sympatii, pryska oczarowanie tą historią. Pu Yi jawi się, jako człowiek bez zasad, głupi, okrutny i dający manipulować sobą - i w Zakazanym Mieście i w Mandżuko i potem w Chinach Ludowych. Gdy zostaje wypuszczony na wolność ma się wobec tego mieszane uczucia. Tak jak przez lata był narzędziem w rękach Japonii, tak teraz staje się narzędziem w rękach Chin Ludowych. Zdumiewa pranie mózgu, jakie zrobiono temu człowiekowi. Zastanawia mnie na ile autobiografia, którą napisał jest szczera - była w końcu pisana pod rządami Mao.
Ale wracając do filmu - polecam! Na bazie książki, która porusza bynajmniej nie w sposób pozytywny, został zrobiony film, który naprawdę zachwyca.