Poświęcając uwagę najnowszemu dziełu Atom Egoyana jestem pewien, iż mimo że ogląda się je dobrze, będzie ono traciło w moich oczach z każdą minutą po seansie. Dlaczego? Bo widać, iż to film zrobiony przez utalentowanego gościa, ale nie ma w nim ani jednego uzasadnionego zabiegu. Cały obraz jest mieszanką dróg, wątków i pomysłów prowadzących donikąd. Spodziewacie się po tej zagmatwanej historii jakiegoś twistu? Może liczycie, że zaburzenie chronologii miało spełnić jakieś zadanie? Macie nadzieję, iż film o pedofilach będzie posiadał moralne przesłanie? Niestety nic z tego.
Dostajemy więc dzieło, które jest przyjemne w odbiorze, ale puste jak bańka mydlana. Na chwilę obecną 5/10, ale jak mówiłem... ocena wciąż spada.
heheee... dobre... Rzeczywiscie - najbardziej pasujacym slowem do tego wszystkiego to wlasnie ta pustka... Film po prostu lecial i przelecial - po co, na co, w jakim celu? - na prozno tu szukac jakis odpowiedzi... Caly ten plot jest pelny jakis ogolnikow, stereotypow i frazesow. Egoyan, poddaje cierpliwość swoich widzow pod jakis chory egzamin, ale i obraził ich inteligencje, zostawiajac ich z metlikiem w glowach... Jakby to jeszcze do czegos mialo doprowadzic - no ale do tego czegos to zwykle swinstwo... ;)
Sprawa wygląda tak: nie zrozumiałeś o czym jest film.
Ps. Na twoją specjalną prośbę upiekłam przesłanie: pedofile są be.
Faktycznie, spodziewanie się twistów w tym filmie to jedynie pobożne życzenia, mimo wszystko film mi się w gruncie rzeczy podobał. Choć oglądając, cały czas, gdzieś z tyłu głowy miałam fantastyczny „Labirynt" czy „Duże złe wilki". W przeciwieństwie do tych obrazów, „Pojmani" tylko liżą temat, zamiast całkowicie go skonsumować. Niestety, to płytki film, szczególnie w zestawieniu z poprzednikami.
Zgadzam się z Tobą w 100%. Moim zdaniem był to dosyć niezły pomysł na film, ponieważ tematyka początkowo mnie zainteresowała, ale podczas oglądania doznawałem straszniej nudy. Nie wiem jak ktoś mógł być trzymany w napięciu...
http://maritrafilms.blogspot.com/2016/05/pojmani-2004.html
Moim zdaniem dużo można o tym filmie powiedzieć, ale akurat "przyjemnie się ogląda" to nie jest coś, co mi przychodzi do głowy. Film jest świetnie zrobiony - Egoyan zna się na rzeczy, a mainstream też mu niespecjalnie szkodzi. W dodatku fabuła w zasadzie zamyka wszystkie wątki, powinno nastąpić jakieś katharsis: było źle, ale jakoś się poukładało, zło zostało ukarane, powiedzmy. A mimo to zostaje jakieś paskudne wrażenie obrzydzenia, jakieś roztrzęsienie. Nie wiadomo skąd się bierze w sumie, bo drastycznych - a nawet jakoś specjalnie ekscytujących - motywów reżyser unika z podziwu godną konsekwencją (którą potwierdza wątek na forum pt. Nuuuuuuuda!) W przypadku Chloe jakoś mnie nie przekonały opowieści o przemycaniu mniej oczywistych treści w opakowaniu kina komercyjnego; tym razem to nie jest w ogóle kwestia do dyskusji: czuję we flakach, jak ten gość potrafi zryć czachę. Szokująco dobry film.
Brałam to również pod uwagę, ale doszłam do wniosku, że pozostanę przy końcu pierwszego kwartału.
W takim razie skoro życzenia takowe możesz z powodzeniem złożyć ostatniego marca - mam rozumieć iż przez cały pierwszy kwartał niekoniecznie życzysz tego samego.
To prawda, życzenia różnią się, abym ani ja, ani ich odbiorca nie popadł w marazm.
A ja myślałem, że ta terminologia dotyczy dziedziny jaką jest handel...jaka bolesna pomyłka.
Suma sumarum, biorąc pod uwagę, że mamy dopiero 15 stycznia - mogę uważać się za szczęśliwca, otrzymując tak relatywnie szybko te jakże wspaniałe życzenia. Nic mi nie pozostaje jak podziękować...
Nie ma potrzeby aż takiej kurtuazji. Przywodzi na myśl komiksowego Tytusa, który kłaniał się do nóżek pewnej Pani, na co ona stwierdziła iż będą z niego ludzie.
I dlaczego Ty tak wiecznie krzyczysz?
Wprawdzie nie usłyszałam Twojego pytania, lecz odpowiedź brzmi: "Pchajmy więc taczki obłędu jak Byron".
Nie usłyszałaś bo i jak...natomiast z pewnością przeczytałaś. Było bardzo proste w przeciwieństwie do Twojej odpowiedzi której nie zrozumiałem...ale ja głupi jestem, więc się nie przejmuj.
To cieszy. Czyli nie doczekam się odpowiedzi?...poza jakże wyszukanymi cytatami których mój ograniczony umysł nie pojmuje.
Pytasz: "I dlaczego Ty tak wiecznie krzyczysz?"
Na jakiej podstawie opierasz swoje wnioski?
Ano na takiej, że podczas naszej jakże krótkiej rozmowy, użyłaś wykrzyknika aż trzy razy.
Ależ Ty generalizujesz...
Wykrzyknik oznacza(ł) afekt, emfazę, a poza tym tak się przyjęło składać życzenia szczęśliwego Nowego Roku.
Inną kwestią jest to, że w internecie to wielkie litery zwykły oznaczać krzyk. Ale ja już jestem stara i wiedzę mam jeszcze z początków netykiety, toteż mogę się mylić.
Strzemiennego! Mam tu wiśniówkę.
Stara powiadasz...i jak mniemam absolwentka filologii polskiej z przyzwyczajeniami, taka rzekłbym niereformowalna.
Oczywiście, że wielkie litery oznaczają krzyk, ale wykrzyknik na końcu zdania również, a przynajmniej tak by się wydawało.
Za bardzo generalizujesz, rzeknę po raz wtóry.
Na filologię polską jestem zbyt głupia i nie kryguję się teraz.
Pijesz tę wiśniówkę czy nie?
Nie jestem fanem alkoholi wszelakich, ale zrobię wyjątek w Twoim przypadku. Odrobinę poproszę...
Nie wiem czy dobra, ale a propos generalizowania, żaden alkohol nie jest dobry...Mam nam myśli walory smakowe konkretnie.
Mnie smakuje Żołądkowa Gorzka oraz Krupnik. Wiśniówką też nie pogardzę :-)
Ale przynajmniej usta zamocz :-)
Mnie smak alkoholu odrzuca i wywołuje odruch wymiotny...Ale co ja widzę - uśmiech :)
Podwójny z tego co widzę ;)
Przecież powiedziałem, że wyjątkowo wypiję z Tobą, więc doceń to proszę.
Dorzucam "gastrofazę".
"Przeciwfaza" brzmi mi dość inżyniersko. Z inżynierskich rzeczy to ja przepięknie zdałam egzamin z bramek logicznych, co dzisiaj jest zamierzchłą przeszłością.
Idę zadzwonić do wujka, by spytać, co to "przeciwfaza".