Czyli jak odebraliście muzę Dżeja Zi do czasów ,kiedy to afroamerykanin borykał się życiem niewyzwolonego sługusa/rasę niżej od białych....Oczywiście chodzi mi również o mocne "techno-beaty" ,o których nikt w tamtych czasach nawet nie pomyślał...
Mnie osobiście muza popsuła klimat ale ciekaw jestem Waszych opinii:).
Pozdro
Zgadzam się zupełnie. Oglądam film, moim oczom ukazuje się niezła impreza. Bal. Zwiększam troszeczkę głośność, wsłuchuję się, z uśmiechem na ustach oczekuję jakiegoś zawrotnego, mega skocznego jazzowego numeru, jakiś skrzypiec, zwariowanych saksofonów, cokolwiek... a co słyszę? LITTLE PARTY NEVER KILLED NOBODY [czy jakoś tak].
Powiem tak. Nie interesuje mnie, że widoczna w filmie budowa Empire State Building miała miejsce dopiero w 1930 roku, a auto Gatsby'ego wyprodukowano w 1929r, skoro podkładem muzycznym w filmie leci FERGIE z XXI wieku. Fergie, Lana, Amy W? Dlaczego? Czyżby reżyser uznał, ze muzyka z 1922r jest zbyt mało atrakcyjna?
Minus ode mnie, pozdróweczki.
Hmm , według mnie muzyka świetnie pasowała do filmu. Oczywiście, że nie oddaje tamtych czasów, ale o to właśnie chodziło reżyserowi. Dlaczego widzimy Empire State Building, i wiele szczegółów współczesnych dla nas? Adaptacja filmu do dzisiejszych czasów. Żeby widz się nie znudził, zaintrygowało go, przykuło uwagę. Wszystko "Przerysowane" jak to się mówi.
http://www.filmweb.pl/film/Wielki+Gatsby-1974-1095 <------ Tutaj znajdziecie poszukiwaną przez Was muzykę lat 20' :)
Oczywiście rozumiem, ze to celowy zabieg, a nie niedopatrzenie :D Niemniej jednak ja nie lubie takich uatrakcyjnień i jest to zwyczajnie moja, subiektywna opinia :)
Rap to muzyka dla nizin społecznych, a w filmie ukazano imprezy wyższych sfer :p
Tak, zgadza się, przez ostatnie 20 lat rap stał się muzyką <elyty>. W większości jednak rap to muzyka prymitywna, o prostackiej treści i formie, przeznaczona dla prymitywnych ludzi, a chamstwo i prymitywne myślenie jest teraz obecne w każdej klasie społecznej, niezależnie od dochodu i wykształcenia. Jednak nie pasuje do filmu, którego akcja dzieje się w latach 20. XX wieku, lepszy byłby jazz lub blues, muzyka niskich warstw społecznych tamtych czasów, przy której bawiła się ówczesna amerykańska elita.
Takie samo było dawniej zdanie o bluesie i jazzie, ale to się zmieniło. Natomiast Rap bezsprzecznie to bezwartościowa muzyka.
Wiem, skąd wywodzi się jazz i blues. To tej muzyki powinni użyć w filmie, pasowałaby zarówno pod kątem czasu akcji filmu jak i opowiadanej w nim historii. Gatsby, jako wrażliwy i ambitny człowiek z nizin społecznych w zderzeniu z zimną, myślącą roszczeniowo i stereotypowo arystokracją . Prymitywne rapsy w tle psują klimat filmu.
Empire State Building nie jest współczesny nam, ale z 1930 roku. W USA było mnóstwo drapaczy chmur przed II wojną światową.
Do drobnych wtop dodam jeszcze wykonanie przez orkiestre podczas pokazu fajerwerków "Błękitnej Rapsodii" George'a Gershwina, skomponowanej w 1924. To niedopatrzenie nie ma oczywiście żadnego znaczenia, wybaczył bym i kompozycję z 1925 roku, no ale muzyka współczesna jest według mnie bardzo kiepskim pomysłem.
Gdyby to był chociaż inny gatunek muzyki współczesnej, ale rap to totalna porażka, przecież to muzyka nizin społecznych.
A ja będę bronić współczesnej muzyki w tym filmie - była fajnym zaskoczeniem. Dla mnie ta muzyka była mostem przerzuconym z tamtych czasów do nas i puszczonym oczkiem.
Paradoksalnie największy atut filmu - jego oszałamiająca warstwa wizualna i dźwiękowa zaszkodziły treści. Ja dopiero przy ponownym obejrzeniu filmu zaczęłam analizować postępowanie bohaterów. Gdyby chcieć na sile coś interpretować to osobom tej historii też to się przydarzyło - odurzenie przez forsę i uczucia.
Gatsby żył swoim wymyślonym życiem i wyidealizowaną miłością i przerysowana bajkowa sceneria do tego pasuje
Ja z kolei zakochałam się w muzyce z Wielkiego Gatsby'ego. Może i nie jest odzwierciedleniem klimatów z lat dwudziestych, ale uważam, że gdyby nie te piosenki film byłby całkiem inny. Sztuka nie polega tylko na odwzorowaniu życia z minionego wieku, ale na dotarciu do widza i wprowadzeniu go w to "cudowne" życie dawnych nowojorczyków. Według mnie Wielki Gatsby jest fenomenalny, bo dzięki niemu na chwilę poczułam się jakbym tam żyła. Tak, właśnie na tym polega mistrzostwo reżysera - że widz utożsamia się z bohaterami i przeżywa każdą kolejną chwilę właśnie z nim, a najbardziej pomogła mi w tym ta niesamowita muzyka. Och, Wielki Jay'u Gatsby!
Ja podtrzymuję swoje zdanie mimo tego, iż obejrzałem film dwa razy.Trzeciego nie będzie :P
Wasze wypowiedzi utwierdzają mnie tylko w przekonaniu, że każdy ma swój gust i smak-jest to czasem naszą ludzką zaletą ale czasem i zmorą ...:)
Pozdrooo i najlepszego w 2015 :)
Muzyka według mnie b.dobra miałem ciary w niektórych momentach zwłaszcza przy "Young and Beautiful" i "Over the love" które jak uważam zbudowały ten film.
Mi akurat ścieżka dźwiękowa bardzo się podobała. Jestem osobą, która lubi wszystkie tego rodzaju "udziwnienia", oczywiście jeśli pasują do całości a tutaj moim zdaniem wszystko było na swoim miejscu. Użycie utworów współczesnych artystów podkreśla uniwersalność przekazu tej historii. Jednak zdaję sobie sprawę, że niektórym może to zgrzytać
ja zasadniczo wolę jak muzyka jest z czasów w których dzieje się film ale tutaj muzyka pasowała idealnie mimo że była nowoczesna i uważam że wszyscy sobie świetnie poradzili od Lany do Williama
No właśnie, te wstawki współczesnej muzyki beznadziejnie wplecione i nie pasowały do epoki :( totalne rozczarowanie
zupełnie nie oddawały ducha czasu. Muzyka może i dobra ale nie do tego filmu, powinien być wyłącznie jazz i ragtime.
To jest film, a NIE BIOGRAFIA!! Dlaczego każdy musi odnosić się do ducha danej epoki??
oczywiście, że nie biografia lecz rzecz dzieje się w danej epoce i muzyka też powinna oddawać ducha czasu, no jeśli by to była parodia to taka zwykła lekka muzyczka nawet podkreślałaby komediowy wydźwięk, a tak to niestety burzy całokształt.
To reżyser mógł pójść za ciosem i zrobić z Gatsbego czarnoskórego z getta, wtedy rapsy przynajmniej pasowałyby do fabuły filmu.
największy minus tego filmu, to właśnie muzyka. Sceny z przyjęć mogłyby być jeszcze lepsze gdyby nie te elektro dźwięki. Ktoś wie dlaczego nie wykorzystano jazzu lub swingu? Tak ciężko jest ogarnąć muzykę?
Widać ciężko....A szkoda.Mogło być o wiele bardziej "klimatycznie".
Jazz, swing....Marzenie do tych scen.
Ale cóż, nam pozostaje tu, na FW rozważać "za" i "przeciw".
Pozdro:)
W pełni popieram muzyka to największy minus tego filmu, może poza "Young and beautiful" ;-)
Oh jak on ją bardzo kochał... :)
Napracowali się nad kostiumami i scenografią, ale... wszystko musieli spieprzyć ,,muzyką'' współczesną.
Eh...
Te "techno-beaty" to dubstep (dla bardziej wtajemniczonych brostep). Nie spodziewałem się że usłyszę Nero czy Flux Pavilon w filmie. Wprawdzie tylko przez moment, ale zawsze miły akcent. Gdyby komuś taka muzyka się spodobała, to polecam Nero "Welcome reality" w wersji deluxe na YT. Poezja dla ucha i duszy:)
A mnie paradoksalnie ta mieszanka muzyki pozwoliła wczuć się w klimat. Też zdrętwiałam na początku, szczególnie, że w domu słucha się bluesa, jazzu, crooners itp. regularnie (starzy mają określone upodobania, a ja przywykłam), ale ostatecznie zaczęłam tego słuchać po prostu jako tła dla rozkręconej imprezy, ponad epokami. Że tak powiem uniwersalną atmosferą 'saturday night fever' spojrzałam - i przy tym nastawieniu okazało się całkiem dobre.
Nie oszukujmy się - mamy rozlicznych wielbicieli retro pop, ale na naprawdę ostre imprezki niewielu włączy 'Wieczorek przy mikrofonie'... ostatnio przy sylwestrze nawet ja włączyłam RMF, bo przy panu Foggu usypiałam jednak. Prawdopodobnie chcieli podkreślić dla współczesnego widza fakt, że chodzi o ostrą, dekadencką zabawę - repertuar typowy dla lat dwudziestych trąci z całą sympatią własną w tym kierunku ciut starociami i ryzyko było, że rapujące towarzystwo przyśnie.
Pytanie, jaka jest grupa docelowa dla DiCaprio, a jaka grupa docelowa dla Francisa Scotta Fitzgeralda.
Dla mnie współczesna muzyka to była kapitalna zabawa konwenansem i formą - te sceny wyszły kapitalnie (zarówno wynajęte mieszkanie jak i przyjęcie u Gatsbiego). Szacunek za pomysł, odwagę - to daje nadzieję, że twórcy potrafią nas jeszcze czymś zakończyć i zabawić się z widzem, kapitalne :-)
Dla mnie o był spory zgrzyt - niby sam pomysł jest fajny i oryginalny, ale całość jakoś traci na klimacie i na autentyczności, kiedy wśród balujących w latach 30. słyszy się rap, a kilka scen wcześniej czy później słyszy się o tym, jak traktowani byli Afroamerykanie w tamtym okresie. Rozumiem, że to miało na celu odświeżenie powieści i przyciągnięcie młodych widzów, ale mnie pozostało wrażenie chaosu. Jeśli mam się wczuć w atmosferę tamtych czasów - która jest mi zupełnie obca - to chciałabym mieć jak najwięcej z tej atmosfery, bez chaotycznych wrzutek z obecnej popkultury. Tak, wiem, to byli celebryci tamtejszych czasów, ale to nie znaczy, że fabułę trzeba okraszać teledyskami rodem z MTV. Muzyka instrumentalna za to bardzo mi się podobała, szkoda, że było jej tak mało.
A dla mnie muza świetna! Dodała świeżości i klimaciku. To jest w tym filmie najlepsze! Uwielbiam takie połączenia :) pozdrawiam
Scena z Daisy i Nickiem w ogrodzie,kiedy opowiada o córce i wkomponowana w to muzyka Craiga Armstronga-Green Light-dla mnie jedna z lepszych scen w tym filmie i podkładów muzycznych ever jakie słyszałem!
Co do reszty strony muzycznej trudno odpowiedzieć jednoznacznie,gdzieniegdzie coś pasuje w innym fragmencie niekoniecznie ;)
Ja tak szanuję ten soundtrack. Nic lepszego nie mogli zrobić, swingowe rytmy świetnie wpasowują się w ostateczny wydźwięk filmu, aczkolwiek nie mają nic wspólnego z tamtą rzeczywistością
Zajebi*ty jest ten remix I can't stop w scenie z tabletkami ,,chemicznej miłosci'' :D
Dzieki tej muzyce ten film pokazal inne oblicze a nie tylko pianino i jakis jazz :D
Ciekawe, czy będzie równie zajebi*ty dla innego pokolenia za np. 10 lat... Jak dla mnie przeróbki wspólczesnych utworów na stary styl, np. Lana Del Rey - "Young & Beautiful" - z fantazja, ale reszta brzmi badziewnie.
Podobny zabieg z muzyką która wyprzedza epokę filmu jest w "Marii Antoninie" z Kirsten Dunst. Też budzi kontrowersje.
Jeżeli jednak chodzi o "Wielkiego Gatsby" to tutaj patrząc całościowo na całą koncepcje filmu, wydaje mi się że to nawet trafiony zabieg. Stany Zjednoczone, USA, Nowy Jork w filmie było jak z bajki, z przyszłości, futurystyczne, perfekcyjne, to wszystko świadczy o wielkim EGO Amerykanów. Szybkie fury, gra świateł, muzyka to wszystko stanowi spójną całość, czy smaczną ? Kwestia gustu. :)
"Young and Beautiful" świetny kawałek, tak samo "Together" na końcu, wyśmienite.
Ta, nie ma jak brać jakiegoś podrzędnego Dj-a żeby stworzył swój syfiaty dubstep, do filmu, który dzieje się w latach '20 XX w. Po prostu dopasowane idealnie ;p. W sumie jak wszystko w tym filmie ;p
dałam 3 gwiazdki za przesadną sentymentalność filmu (sceny na końcu) i właśnie za ten syf - "joł joł"... Starsza wersja z Ronertem Redfordem wprowadza w tamtejszy klimat i zdecydowanie dałoby się zrobić dobry remake. Jedyny wielki plus za filmu to oczywiście Leo DiCaprio :)
O matko, jak mi to popsuło wszystko... na siłę uwspółczesnianie żeby się gimbazie podobało :( . Oczywiśćie podobało im się, bo uznali, że to o nich. Ale ja tego nie kupuję. Hip hop w ogóle mnie zniechęca, a tu wyjątkowo nie pasuje. Tak samo te ujęcia przyszpieszone rodem z MTV. Moze jestem stara, ale nie wystarczy mi fajna grafika z komputera i modne kawałki, zeby film mnie zachwycił
Co do samej muzyki to nawet wpadała w ucho i do tej konwencji filmu pasowała. Niestety nijak ma się ona z tym co grało się w tamtych czasach i tylko wypacza spojrzenie na muzykę i klimat minionych lat. Dla mnie muzyka to jedna z większych bolączek tego obrazu. Szkoda pewnie chcieli zrobić coś efektywnego i pal licho, ale wyszło słabo a jak ktoś trochę w muzyce siedzi to już dramat w kilku aktach. Fonia w tym filmie się nie obroni, za żadne skarby.
Pozdrawiam